wtorek, 26 sierpnia 2014

Tokio - dzień 2

Tokio dzień 2

Budzące nas budziki o 6:30 brzmiały jak wyrok śmierci. Trzeba było wstać wcześnie żeby zobaczyć jak najwięcej. Dzień rozpoczeliśmy od wizyty w sklepie w którym zaopatrzyliśmy się w śniadanie. Standardowo zestaw sushi i jakiś napój z automatu. Wszystko zjedliśmy w jednej z bocznych uliczek, przeklinając brak ławek. Ja nie wiem co to za zwyczaje... 40-milionowe miasto, cuda techniki i jedna z najbardziej rozwiniętych metroplii, a tu kurna ani ławek, ani śmietników. Jedyne jakie są to te przed większymi sklepami. Co ciekawe panuje tu w miarę porządek, widocznie jacyś ludzie-mrówki wszystko ogarniają gdy nikt nie patrzy.

Po śniadaniu planowaliśmy jechać do Asakusy, ale ostatecznie wybraliśmy się metrem do Roppongi. Zupełnie przypadkiem trafiliśmy na jakiś festyn przy Roppongi Hills. Dzięki temu że szukaliśmy dogodnego miejsca na sfotografowanie Tokio Tower, odkryliśmy jakiś punkt obserwacyjny. Tokio Obserwatory bodajże. Bilet wstępu kosztował 1500 jenów i obejmował wstęp do punktu widokowego, muzeum sztuki nowoczesnej i... uwaga, uwaga: wystawę na temat najnowszego filmu Pokemon. Z punktu widokowego jak się okazało można było wejść jeszce wyżej, ale trzeba było odstać w kolejce 5 godzin, albo zapłacić 30000 jenów za pierwszeństwo. Oferta była bardzo kusząca, więc oczywiście nie skorzystaliśmy. Samej wystawy w muzeum nie można było fotografować, ale uwierzcie że była zdrowo porąbana.
Z Roppongi pojechaliśmy do Ueno, gdzie na ławeczce (szok) zarezerwowaliśmy sobie brakujący nocleg. W Ueno jest dosyć duży park, który naprawdę warto zwiedzić. Jest w nim też kilka świątyń i kaplic, również wartych zobaczenia. Na dopełnienie tego wszystkiego, na jakimś placyku swój występ miał miejscowy iluzjonista , a kawałek dalej tańczyła trójka ludzi, przebrana w stroje amerykańskie z lat 60-tych.
W Ueno niestety zabrakło nam czasu na wizytę w narodowym muzeum, bo trzeba było wracać do Shinjuku zmienić hotel. Na szczęście jeden od drugiego daleko położony nie jest, co więcej jego standard znacznie przewyższał ten pierwszy. Klima, telewizorek i prysznic to standard, ale teraz doszedł jeszcze jeden z tych słynnych japońskich sedesów, które po naciśnięciu odpowiedniego guzika podgrzewają deskę, albo opłukują wodą intymne części ciała. Jak to rasowi, ciekawscy gajdzini od razu zaczęliśmy się nim bawić, ale chyba coś było uszkodzone, bo ciśnienie wody było niskie i z pewnością nie desięgnełoby tylnych partii siedzącej osoby. W samym wejściu do hotelu były specjalne szafeczki na obuwie, które zmieniało się na laczki do chodzenia po całym obiekcie. Ogólnie hotel na plus.
Po zameldowaniu i prysznicu znowu poszliśmy na kolejkę i pojechaliśmy do Harajuku. W niedzielę podobno na mostku przy kolejce zbierają się tam cosplayowcy i robią sobie zdjęcia. My chyba przyjechaliśmy nieco za późno, bo most świecił pustkami. Po krótkim spacerku po okolicy wypatrzyliśmy duże skupisko ludzi. Poszliśmy zobaczyć o co chodzi i czy to przypadkiem nie cosplayowcy zmienili miejscówkę. Otóż nie, były to dziewczęce drużyny sportowe, a wielki budynek przed którym stały to Yoyogi National Stadium. Dziewczynki na oko w wieku gimnazjalnym, więc pewnie były to jakieś mistrzostwa Japonii juniorów w bliżej niezidentyfikowanym sporcie. Zaraz obok stadionu jest park. Duży, konkretny Yoyogi park. Pełno w nim młodych ludzi, spędzajacych wspólnie czas. Japończyk czy gajdzin, wszyscy bawią się razem. Oczywiście nie bez wspomagania się piwkiem, ale tu mało kto upija się do totalnego zgonu, więc jest rozluźniona, wesoła atmosfera.
Po drodze na dworzec zahaczyliśmy jeszcze o Takeshita Street na której znajdują się roźnego rodzaju sklepy z dziwnymi strojami i kostiumami. Około godziny 21 postanowiliśmy się wrócić do hotelu, po drodze zachaczając o jakiś sklep, bo już kiszki marsza grały, a od rana do brzucha wskoczyło tylko śniadanie. Przy takiej temperaturze i wilgotności nie chce się aż tak jeść. Na kolacyjkę była porcja ryżu z jakimś mięskiem, lub rybką i trochę warzywek. Takie gotowe porcje można podgrzać na miejscu w sklepie i są gotowe do zjedzenia. Do tego piwko na dobry sen i można było pozytywnie zakończyć dzień.







































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz